Friendzone Home Wikia
Advertisement

Jak najszybciej wybiegłam na zewnątrz, gdy tylko auto się zatrzymało. Nie dbałam o to czy zamknęłam drzwi, o to, że za mną są moi znajomi, o to, że biegnę w szpilkach!!! Teraz już wiem, że jak chcesz to potrafisz...szpilki dowodem.

Gdy tylko dobiegłam do recepcji dostałam informację gdzie leży Adrien, dlatego szybkim krokiem skierowałam się w stronę jednego z korytarzy. Wszędzie unosił się ten drażniący zapach leków, bądź chemikaliów i przyznam, że trudno było to ignorować, bo miałam wrażenie, że z każdym kolejnym wdechem odczucia są mocniejsze.

Zastałam lekarza wychodzącego z pokoju numer dwadzieścia pięć, tego samego, który podała mi pani w recepcji. Nie tracąc czasu delikatnie złapałam go za ramię, w skutek czego mężczyzna się odwrócił.

-Przepraszam, czy to tu jest Adrien Agreste?- Spytałam, patrząc w oczy, o wiele starszego ode mnie, lekarza. Ten tylko skinął głową na potwierdzenie moich słów, natomiast ja zdjęłam rękę z jego ramienia.

-Przepraszam, ale kim pani jest? Nie mogę udzielić większych informacji, bez wiedzy o pańskich stosunkach.

-Ja...jestem narzeczoną.- Odparłam po krótkim zawieszeniu. Mężczyzna obdarzył mnie podejrzliwym wzrokiem.

-Rozumiem...to do pani zadzwonili ratownicy?

-Tak, przyjechałam jak najszybciej.

-W takim razie...Pan Agreste właśnie miał badania i kieruję się, by omówić wszystko z chirurgami i członkami ekipy dyżurującej. Pacjent jest przytomny, ale w najbliższym czasie czekają go dwie operację. Proszę się nie martwić, po prostu musimy nastawić mu kości w prawej nodze.- Kiwnęłam głową i spuściłam na chwilę wzrok.

-Czy mogę go zobaczyć? Porozmawiać z nim?

-Naturalnie...tylko proszę zachować spokój. Przepraszam panią, ale ja już muszę iść. Za mniej więcej godzinę, pacjent zostanie przewieziony na salę operacyjną.

Jak tylko to powiedział odszedł natomiast ja z wahaniem złapałam za klamkę, po chwili namysłu jednak weszłam. Widziałam go z przygaszonym spojrzeniem wlepionym w sufit. Twarz miał w drobnych ranach, natomiast nie dało się nie zauważyć zadrapań na rękach i obandażowanej klatki piersiowej. Jak tylko zrobiłam krok jego wzrok skierował się na mnie.

Zmarszczył brwi i zmrużył oczy jakby nie był pewny czy nie jestem jakąś halucynacją. Po chwili jednak w oczach pojawiła się iskierka, a kącik ust się uniósł.

-Cześć Adrien...

-Hej...Marinette...- Usiadłam na krześle obok łóżka na którym leżał blondyn.- Myślałem, że mnie nie chcesz znać.

-Bo nie chciałam.- Odparłam zgodnie z prawdą.

-Więc czemu tu jesteś?

-Dowiedziałam się, że jestem twoją "Księżniczką", w końcu tak miałeś zapisaną mnie w kontaktach...

-Skąd ty?- Uniósł jedną brew w geście zaskoczenia na co moje kąciki ust podniosły się.

-Ratownik powiedział... Poza tym, nie uważasz, że powinniśmy raz, a dobrze wszystko wyjaśnić?- Wydymał wargę i przymknął oczy gdy wzruszył ramionami jakby mówił "może...". Trochę mnie to wnerwiło, że ma takie leceważące podejście, ale to Adrien...ten blond dupek.

Po tym pytaniu wszystko ucichło. Między nami. zapanowała nieprzyjemna cisza, bo każde z nas czekało, aż drugie zacznie...ale co ja miałam zaczynać? Jestem tu, a to dużo.

-Wiesz...tamtego dnia, to ona się na mnie rzuciła...

-"Rzuciła"...a ty co zrobiłeś?- Spytałam lekceważącym tonem.

-Posłuchaj Marinette. Naprawdę cię kocham, ale gdzieś tam zawsze pozostanie ta durna część mnie, która jest jak pies na baby. Przepraszam, jestem dupkiem, idiotą, skurwysynem czy chuj wie czym jeszcze...ale przepraszam.- Patrzyłam na niego z przymrużonymi oczami, natomiast on wędrował wzrokiem z sufitu, na moje oczy i tak w kółko. Westchnęłam cicho, po czym wzięłam większy wdech.

-Adrien, jeśli chcesz, żeby to wyszło to się zmień.- Odparłam zmęczona tym całym tematem.

-W takim razie pomóż mi się zmienić jeśli mnie kochasz.- Jego ton był twardy i stanowczy, a on sam zdeterminowany i pewien swoich słów. Spuściłam wzrok na moje czarne szpilki, gdy nagle do pomieszczenia wparował lekarz.

-Panie Agreste, przewozimy pana na salę operacyjną gdzie zostanie pan uśpiony na czas zabiegu.- Powiedział mężczyzna, po czym z pomocą pielęgniarek wyprowadził łóżko, a na nim Adriena, na korytarz. Nie myśląc wiele pobiegłam za nimi.

-Adrien?! Kocham!!! Jak cholera!- Wykrzyknęłam i zdążyłam usłyszeć śmiech chłopaka. Po chwili zabrzmiał też chichot z za moich pleców. Momentalnie odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętych przyjaciół.

-I jak?- Zagadała Alya uśmiechając się półgębkiem.

-Teraz? Wszystko jest cudownie.- Odparłam z lekkim wzdechnięciem, natomiast Damien wystąpił na przód grupy.

-"Miiiłooość rooośnieeee w oookół was..."- Zaczął na co wszyscy się skrzywili. Może i jest przystojny, ale głos ma podobny do dźwięku krajzegi.

Dion poklepał go po ramieniu przerywając jego popisy wokalne. Cmoknął i zmrużył oczy.

-Stary, co jak co...ale śpiew zostaw mojej żonie. W końcu to jej praca.- Odparł z uniesionym kącikiem ust, kompletnie zbijając homoseksualistę z tropu. My natomiast zaczęliśmy się śmiać.

Rozstanie moje i Adriena.

Powstanie naszej paczki.

Wypadek Agreste'a.

Teraz? Teraz czekamy, aż ten przystojny debil wróci na salę, by po wypominać mu jego głupotę. Mogę więc śmiało powiedzieć, że "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".

Advertisement